ZanChat logo

Darmowy eBook, Głos AI, AudioBook: Łąka Bolesława Leśmiana

Audiobook z głosem AI: Łąka Bolesława Leśmiana

Audiobook: Łąka Bolesława Leśmiana

0:00 / Unknown

Loading QR code...

Możesz posłuchać pełnej treści Łąki Bolesława Leśmiana w naszej aplikacji Audiobook z głosem AI na iOS i Androida. Możesz sklonować dowolny głos i tworzyć własne Audiobooki z eBooków lub stron internetowych. Pobierz teraz ze sklepu z aplikacjami mobilnymi.

Posłuchaj AudioBooka: Łąka Bolesława Leśmiana

ŁĄKA

BOLESŁAW LEŚMIAN

ŁĄKA

WYDAWNICTWO J. MORTKOWICZA WARSZAWA MCMXX KRAKÓW Nakład T-wa Wydawniczego w Warszawie

Drukarnia Naukowa. Warszawa, Rynek Starego Miasta 11.

EUGENJUSZOWI ŚMIAROWSKIEMU POŚWIĘCAM

I

W ZWIEWNYCH NURTACH KOSTRZEWY

TOPIELEC.

W zwiewnych nurtach kostrzewy, na leśnej polanie, Gdzie się las upodobnia łące niespodzianie, Leżą zwłoki wędrowca, zbędne sobie zwłoki. Przewędrował świat cały z obłoków w obłoki, Aż nagle w niecierpliwej zapragnął żałobie Zwiedzić duchem na przełaj zieleń samą w sobie. Wówczas demon zieleni wszechleśnym powiewem Ogarnął go, gdy w drodze przystanął pod drzewem, I wabił nieustannych rozkwitów pośpiechem, I nęcił ust zdyszanych tajemnym bezśmiechem, I czarował zniszczotą wonnych niedowcieleń, I kusił coraz głębiej -- w tę zieleń, w tę zieleń! A on biegł wybrzeżami coraz innych światów, Odczłowieczając duszę i oddech wśród kwiatów, Aż zabrnął w takich jagód rozdzwonione dzbany, W taką zamrocz paproci, w takich cisz kurhany, W taki bezświat zarośli, w taki bezbrzask głuchy, W takich szumów ostatnie kędyś zawieruchy, Że leży oto martwy w stu wiosen bezdeni, Cienisty, jak bór w borze, -- topielec zieleni.

GWIAZDY.

Tej nocy niebo w dreszczach od gwiazd mrugawicy Kołysało swój bezmiar w sąsiednie bezmiary, To w próżnię swe radosne unosząc pożary, To zbliżając je znowu ku mojej źrenicy.

Patrzę, niby przez nagły w mej ślepocie wyłom, A światy roziskrzone -- zaledwo na mgnienie Odsłaniają mym oczom, jak nieba mogiłom, Dalekie, zatajone w srebrze ukwiecenie.

Odsłaniają swe jary, wzgórza i parowy, Już z jednego szum borów płonących dolata, Z drugiego -- cisza grobów, a z trzeciego świata -- Krzyk o pomoc i zawiew południa lipcowy.

Zasłuchany, wpatrzony stoję tak do świtu, Aż niebo wron zbudzonych przesłoni gromada, Gwiazdy giną w jaśnistych roztopach błękitu, I gąszcz rosy na rzęsach zbłyskanych osiada.

Skroń znużoną pochylam do stogu na łące, Garścią rozćwierkanego rojem świerszczów siana Rzeźwię oczy, smugami gwiazd jeszcze gorące, I do snu odniałego padam na kolana.

I śni mi się i trwogą uderza do głowy Krzyk o pomoc i zawiew południa lipcowy.

ODJAZD.

Gdym odjeżdżał na zawsze znajomym gościńcem, Patrzyły na mnie bratków wielkie, złote oczy, Podkute szafirowym dookoła sińcem. Był klomb i rój motyli i błękit przezroczy, I rdzawienie się w słońcu dojrzałej rezedy. A, gdy byłem już w drodze, sam nie wiedząc kiedy I czemu -- przypomniałem te oczy, przyziemnie Śledzące mą zadumę i wpatrzone we mnie Tem wszystkiem, czem się można wpatrzeć w świat i dalej. Co widziały te oczy, nim w tysiącu alej Zginąłem, jedną chatę rzucając za sobą? I czemu z szafirową zawczasu żałobą Patrzyły w ten mój odjazd po przez zieleń rdzawą Rezedy, co pachniała, przytłumiona trawą? I dlaczego te oczy były co raz łzawsze? Czy nie wolno nic nigdy porzucać na zawsze I zostawiać samopas kędyś -- na uboczu? Czy nie wolno odjeżdżać znajomym gościńcem I oddalać się zbytnio od tych złotych oczu, Podkutych dookoła szafirowym sińcem?

WIECZÓR.

Słońce, zachodząc, wlecze wzdłuż po łące Wielki cień chmury, ciągnąc go na wzgórza, Zetknięte z niebem, co życie, gasnące Pod barw przymusem, -- w głąb marzeń przedłuża. Aby dowidzieć po przez dale puste Jedyną wokół purpurową chustę Dziewczyny, która swych dłoni oplotem Kolana zgodnie wgarnęła pod brodę I, coraz bardziej pod niebios namiotem Samotniejąca w tę dal i pogodę, Oddawna ruchu i snu nie odmienia, Chłonąc czar drętwy samego patrzenia We wszystko naraz, w nic zasię zosobna, Wpobok, zaledwo do siebie podobna, Wyolbrzymiona wobec próżni świata, Krowa się w świetle różowi łaciata, Co jednym rogiem pół słońca odkrawa, A drugim wadzi o daleką gruszę... Sennych owadów nieprzytomna wrzawa Umacnia pustkę i podsyca głuszę, Wspartą na stogach, powiązanych w drągi. Kolejne idą nad polem przeciągi Tchu ziół dalekich, zaprawnego potem Zoranej ziemi, co -- tknięta wron lotem -- Paruje ciężko i chłodnieje zwolna. Na widnokresie jakaś mgła dowolna, Cień, nie mający przyczyn wśród przestworu, Rośnie, by zwiększyć potęgę wieczoru, I wśród rosnących z nim razem bezmiarów Dziwnie brzmią zgiełki świerszczących komarów.

W POLU.

Dwoje nas w ciszy polnego zakątka. Strumień na oślep ku słońcu się pali, W liściu, co trafił na krzywy prąd fali, Wirując, płynie szafirowa łątka.

Nadbrzeżna trawa, zwisając, potrąca O swe odbicie zsiwiałą kończyną, Do której ślimak, pęczniejąc z gorąca, Przysklepił muszlę swem ciałem i śliną.

W przerzutnym pląsie znikliwsza od strzały Płotka się czasem zasrebrzy na mgnienie. Pod wodą -- spojrzyj! -- prześwieca piach biały I mchem ruchliwym brodate kamienie.

Czemu ci głowa na dłonie opadła? To -- pachnie trawa i ten piach pod wodą, -- To -- wód, polśnione smugami, zwierciadła Parują ciszą, blaskiem i ochłodą.

Tych kilku dębów po nad brzegiem liście Podziurawione i przeżarte chciwie Przez gąsienice, trwają tak przejrzyście Nad własnym cieniem, co utkwił w pokrzywie.

Z tej tu pokrzywy czar dębowych cieni Zgarnę ku piersiom, co na słońce dyszą, Ustami dotknę bezmiernej zieleni, Stęsknionej do mnie swym sokiem i ciszą.

Do kwiatów przywrę rozpalone czoło, Wsłucham się w bąki grające i brzmiki, I będę patzał, jak lepkie

Możesz pobrać, przeczytać online i znaleźć więcej szczegółów na temat pełnego eBooka Łąka Bolesława Leśmiana z

I przekonwertuj go na Audiobooka z dowolnym głosem, który Ci się podoba, w naszej aplikacji Audiobook z głosem AI.

Loading QR code...